Podziel się wrażeniami!
Moją pierwszą wyprawę do Egiptu chciałem uczynić sposobnością do najszerszego, jak to było możliwe, przeznaczenia czasu na zwiedzanie. Leżenie plackiem na plaży pod palmą, to nie moja bajka. Oferta jednego z biur podróży spełniała moje oczekiwanie. Czekało nas zwiedzanie Egiptu od góry do dołu, a wśród atrakcji znalazł się kilkudniowy rejs statkiem hotelowym w górę Nilu. Zaczął się w Luksorze, a skończył w Asuanie. Faktyczne zwiedzanie zaczęło się już od Luksoru, Karnaku i okolic, z Doliną Królów włącznie, a potem na kolejnych etapach było Edfu i Kom Ombo, a na końcu Asuan z okolicami i Abu Simbel. Końcowym, bardzo mocnym akcentem wycieczki stało się zwiedzanie Kairu, Gizy, Memphis, Sakkary i Aleksandrii. Pomyślałem sobie, aby każdemu z wymienionych miejsc poświęcić na forum osobne opowiadanie, co w niektórych przypadkach już nastąpiło. Jedyny problem, jaki mam zawsze, to jakie zdjęcia wybrać do prezentacji. Bo wybrać garstkę zdjęć z około pięciu tysięcy, jakie powstały podczas tej „kampanii” egipskiej, będzie oznaczało, że zdecydowanej większości nie zaprezentuję.
Dziś chciałem zaprezentować moje fotograficzne wspomnienie z ostatniego dnia rejsu statkiem hotelowym po Nilu. A to było tak….
Poranna pobudka o świcie. Aparat towarzyszył mi od porannego wyjścia z kajuty, aż do zachodu słońca. W otwartym terenie aparat miałem ustawiony zawsze tak samo, tj. tryb P, najniższe ISO i balans bieli ze słoneczkiem. Zresztą w afrykańskim słońcu nie szło mieć inaczej.
Śniadanie. Kucharz uwijał się jak mógł na dwie patelnie, bo amatorów na jajecznicę było wielu.
Całe przedpołudnie tego dnia poświęcone zostało na zwiedzanie Edfu, ale to znalazło się już w oddzielnym opowiadaniu. Po powrocie był obiad, a po południu leniuchowanie, a faktycznie udaliśmy się na górny pokład, gdzie był nawet mały basen, a w tylnej części stało wiele stolików pod zadaszeniem. Pełna „klimatyzacja” naturalna, czyli leki zefirek, ułatwiała dłuższe przebywanie na pokładzie. Stąd miałem doskonały widok na oba brzegi Nilu. Słońce stało już po zachodniej stronie nieba, co będzie widać po tym, jak układają się cienie. Na poniższym zdjęciu brzeg wschodni. Ukształtowanie okolicy po tej stronie rzeki wyglądało przeważnie podobnie. Skaliste, żółte wzgórza dochodziły blisko do brzegu, skutkiem czego pas zieleni był bardzo wąski.
Chwilami zieleń niemal zanikała. Wzdłuż wschodniego brzegu ciągnęła się linia kolejowa z Kairu do Asuanu (około 900 km), a jej fragment widać na zdjęciu poniżej w postaci nasypu i cienkiej nitki torów.
Za chwilę wyprzedzał nas pociąg pasażerski udający się do Asuanu. Zresztą takim właśnie pociągiem za parę dni, ale w nocy, będziemy wracać na północ.
Natomiast zachodni brzeg na dużym dystansie był nisko położony, co skutkowało znacznie szerszym pasem roślinności. Daleko wśród drzew widać zabudowania, a przy samym brzegu dwie swobodnie pasące się krowy.
Wschodni brzeg, to nadal ten sam wąski pas zieleni i skaliste, suche wzgórza.
Nil miejscami rozlewa się szeroko, tworząc mielizny, do których docierają bez problemu miejscowe dzieci, wykorzystujące to miejsce to zabawy.
Krowy też chyba nie chcą być gorsze.
W pewnym momencie na wschodnim brzegu zachodzi mała zmiana w krajobrazie. Na, dotychczas monotonnym, skalistym wzgórzu ukazują się ruiny budowli przypominającej fort z dawnych czasów.
Od wschodniego brzegu odpływa feluka z dwiema osobami. Sądząc z kierunku ich rejsu, przypuszczam, że mają prawdopodobnie jakąś sprawę po drugiej stronie rzeki, a że mostów tu niema, to pozostaje jedynie droga wodna.
Nieco dalej ukazuje się inny środek transportu wodnego, ale to mała łódka wiosłowa. Wioślarz będzie się musiał sporo natrudzić. Wiatr mu nie pomaga.
Ale i wschodni brzeg miejscami pozwala na jakąś produkcję rolną. Na pierwszym planie widzimy palmy daktylowe, a za nimi coś w rodzaju poletka uprawnego. Płasko tu, to i nawodnienie sięga głębiej.
I oto naszym oczom ukazuje się grupa chłopców egipskich nad samą wodą i paru z nich w wodzie. Im ta kąpiel nie zaszkodzi, choć w wodzie pełno jest pasożytów, od których my ciężko zachorowalibyśmy. Ale to jest ich środowisko naturalne.
Płyniemy cały czas, bez przerw i obserwujemy okolicę. Wschodni brzeg nadal w tym miejscu jest niski.
Ale sytuacja w pewnej chwili odwróciła się. Brzeg zachodni podniósł, roślinność zaczęła zanikać i w pewnym miejscu pozostał tylko wąski pas traw. Natomiast ponad nimi zobaczyliśmy coś na kształt kamieniołomu i komory skalne wykute przy brzegu. Czyżby to były jakieś bardzo stare mieszkania dla robotników?
Jednak za chwilę na brzegu pojawiają się twory skalne podobne do tych, które widzieliśmy w Petrze (Jordania). Czyżby to były komory grobowe dla pracowników kamieniołomu? Obok tych dużych fasad wykutych w skale widać jedną maleńką, skromniej zdobioną. Dla dziecka? Niestety podczas rejsu nie było kogo o to spytać. Ale już później, z literatury, dowiedziałem się, że w zwyczajach dawnych Egipcjan istniała tradycja tworzenia w grobowcach tzw. martwych drzwi. Obyczaj dotyczył wprawdzie mastab, czyli grobowców dostojników egipskich, ale nie można wykluczyć, że w jakiejś formie mógł zostać zaadaptowany do grobowców niższych rangą Egipcjan. A zwyczaj polegał na tym, że w ścianie kaplicy, będącej częścią mastaby, wstawiano płytę kamienną imitującą drzwi (zapewne wraz z portalem), przez które dusza zmarłego mogła swobodnie przemieszczać się. To, co widzieliśmy nad brzegiem Nilu kojarzyło się właśnie z czymś takim. Ale pewności przecież nie mam.
Rzut oka wstecz. Rzeka znika za zakrętem.
Po wschodniej stronie ukazuje się za palmami strzelista sylwetka minaretu. Znak, że mijamy jakąś większą osadę.
Wreszcie na wodzie pojawia się feluka. To wyraźnie większa łódź, niż ta widziana poprzednio. Przystosowana jest do przewozu turystów, co widać po daszku nad środkową częścią kadłuba.
Zbliża się wieczór. Zachód słońca już niebawem, co poznać można po tym, że wszystko zaczyna barwić się złotawo. Coraz bliżej mamy do Kom Ombo, gdzie czeka nas zwiedzanie następnej świątyni egipskiej.
Słońce już bardzo nisko nad horyzontem. Mniej więcej za kwadrans zapadnie noc.
Dobry zoom sprawił, że zachodzące słońce jakby „urosło”.
Właśnie zapadł mrok. Światła przepływającego obok nas, innego okrętu hotelowego, pięknie układają się na wodzie. Z dala dostrzegamy zieloną (kolor islamu) iluminację minaretu. A, że to czas Ramadanu, odetchną także i pracownicy okrętu, którzy wreszcie zasiądą do swojego posiłku, po dniu całkowitego postu.
A gdy statek przybił w Kom Ombo do przystani, udaliśmy się na zwiedzanie tutejszej świątyni. A potem była kolacja i nocny rejs do Asuanu.
Zawsze odczuwam mały dreszczyk ekscytacji, kiedy zaglądam na forum i widzę kolejne części Twojej podróżniczej historii! Dziękuję za wszystkie relacje. Dobrego weekendu!
Może nawet nie wiesz Karolino, jak cenne są dla mnie słowa Twojego komentarza. Czuję, że tkwi w nich czegoś znacznie więcej, niż w tym, co zazwyczaj dostrzegam pod większością moich opowiadań. Dziękuję! Będę chciał ulokować na forum więcej takich wspomnień i będą dedykowane zwłaszcza tym, którzy wykazują szczególne nimi zainteresowanie.
Pozdrawiam!